25.6.10

Ściągacz | The ribbing

Wiecie, jaki jest mój ulubiony moment w sztrikowaniu swetra? Kiedy robię ściągacz rękawa. Albo skarpetki, bo efekt jest ten sam. Nie wiem, co to jest, ale ściągacz ma w sobie coś idealnego – jego sztywność i te równoległe proste linie, i to, że się składa w harmonijkę, zachwycają mnie.

Do you know which is my favourite part in knitting a sweater? Knitting the ribbing on the sleeve. Or a sock, that would be the same thing. There is something perfect about the ribbing – its stiff form, those parallel lines, the fact that it bends by itself.


a perfect ribbing


Jak widać, zaczęłam robić sweter z zielonej bawełny; właściwie to już jestem w połowie drugiego rękawa, więc „zaczęłam” nie jest może najlepszym określeniem, ale co tam. Będzie zielony jak oliwa z oliwek. I będzie miał dużo ściągaczy.

As you can see, I’ve started another cardigan; actually I’m halfway through the second sleeve, so “started” is probably not the best word here, but never mind. It will be as green as olive oil. And it will have a lot of ribbing.

22.6.10

O ubraniach | Of clothes



Definicja okropnego dnia? Na przykład tak: rano nie potrafimy wstać z łóżka, bo wczoraj do północy czytaliśmy romansidło z elementami thrillera (moja wina, wiem, ale przepadam za powieściami Nicholasa Sparksa; jak mi jakaś wpadnie w ręce, to nie potrafię jej odłożyć); potem jedziemy na uczelnię (co trwa godzinę), o dziwo udaje nam się załatwić wszystko, co chcieliśmy, i to w pół godziny, następnie wracamy do Katowic (wciąż z książką w ręku) i ulegamy pokusie lodów w McDonaldzie, a kiedy jemy je siedząc przy wysokim blacie i czytając książkę, czujemy się jeszcze bardziej amerykańsko (no dobra, to akurat było miłe). Potem wracamy do domu, jemy obiad, odbieramy pocztę i nagle dociera do nas, że to, co nam od pół godziny przeszkadza, to narastający ból głowy; na wpół przytomnie postanawiamy położyć się na minutkę i poczekać, aż migrena przejdzie, ale ból się pogłębia, aż w końcu jest już tylko on. Zasypiamy nawet nie wiedząc kiedy i nagle boleśnie budzi nas, skądinąd bardzo miły, motyw muzyczny z serialu Dr House (myślimy „o matko, zapomniałam na noc wyciszyć telefonu”) – dzwoni nauczycielka gry na pianinie, żeby potwierdzić poniedziałkową lekcję, ale nie bardzo wiemy co mówi, bo ból powrócił. Dociera do nas, że jest 16:15 i nijak nie damy rady dotrzeć dziś na aerobik, oraz że drzemka niewiele pomogła; więc po niemal trzygodzinnej migrenie postanawiamy w końcu połknąć tabletkę, a potem czekamy jeszcze półtorej godziny, aż tabletka zadziała.

A definition of a terrible day? How about: not being able to get up because you sit up until midnight reading a romantic-story-thriller (I know, it’s my own fault, but I simply love Nicholas Sparks’ novels; once I start reading one, I can’t make myself to put it down); then travelling to the uni (one hour), managing to get everything done the way you planned, surprisingly, in just half an hour, then travelling back to Katowice (all the time with the book in hand) and giving in to the temptation of McDonald’s ice-cream, feeling even more immersed in the American setting as you sit there at the counter and keep reading (all right, that particular part was nice); then coming back home, having lunch, checking e-mails and suddenly realising the thing that’s been disturbing you for about half an hour is a developing into a migraine; half-consciously you decide to lie down for a minute and wait till it passes, but the pain grows steadily up to the point where it’s the only thing you’re aware of; you doze off not even knowing when or how, only to be woken up in a painful way by your, otherwise lovely, House M.D. mobile phone tune (thinking, “oh dear, I forgot to mute the mobile for the night”); it’s your piano teacher, calling to confirm the Monday lesson, but you’re hardly able to follow what she’s saying because the headache is back; you realize it’s 4:15 p.m. and there’s no way you can make it to the aerobics class today, and also, that the nap didn’t help much; so after a nearly three hours’ migraine you finally decide to take a painkiller and then wait another hour and a half until it starts to work.



Tyle tytułem wstępu. Właściwie to chciałam Wam pokazać blog, który znalazłam po tym, jak migrena już minęła. Nazywa się Makeshift i stanowi zapis przedsięwzięcia polegającego na tym, że jego autorka nosi tylko to, co sama zrobiła. Strasznie mi się podoba ten pomysł, trochę dlatego, że w ogóle podoba mi się pomysł robienia różnych rzeczy samemu, a trochę oczywiście dlatego, że sama robię większość moich ubrań własnoręcznie. Jestem z tego dumna, ale z drugiej strony jestem wdzięczna, że mam taką możliwość – oczywiście są takie rzeczy jak rajstopy, bielizna czy trykotowe koszulki, których nie umiem zrobić sama, ale po niedawnej wizycie w paru sklepach z ubraniami zrobiło mi się żal tych, którzy nie potrafią szyć i muszą nosić to, co te sklepy oferują. Spośród setek obejrzanych rzecz podobało mi się tylko kilka, a jedyna rzecz, jaką chciałam kupić (czyli szorty) kosztowała dwukrotnie więcej niż była warta. Że nie wspomnę o tym, o czym dyskutujemy z Mamą co jakiś czas, czyli; na co komu te wszystkie letnie ubrania, kiedy jest tak chłodno? Tak się cieszę, że umiem szyć i sztrikować i kiedy tego potrzebuję, mogę sobie zrobić sweterek albo spódnicę takie, jakie chcę!

So much for the introduction. What I actually want to share with you is a blog I found after the headache had finally gone away. It’s called Makeshift and it documents a project in which the blogger is wearing only the things she’s made herself. I love the idea, partly because I love the very idea of making things yourself, and of course partly because I make not all, but most of my clothes myself. It’s something I’m quite proud of, and also a possibility I’m very thankful for – of course there are things such as tights, underwear or cotton t-shirts that I can’t make myself, but a recent visit to a couple of clothes shops made me feel very sorry for the people who can’t sew and have to buy the clothes those shops offer. I really only liked a few things among the hundreds displayed, and the only thing (shorts) I considered buying cost twice as much as it was worth. Not to mention the issue I keep discussing with my Mom now and again, that is: who needs all those light summer clothes when the weather is so cool? I’m glad I can sew and knit and so can make myself a cardigan or a skirt when I need it and the way I want it!

20.6.10

Desperacja | Desperation

Grey cardi 1


Czasami droga od pomysłu do gotowego przedmiotu jest długa i kręta. Tak było właśnie w przypadku tego sweterka – pomysł zrodzony na skutek nagłej potrzeby ogrzania się przeszedł fazę wstępną (kupno włóczki, wybór modelu itp.) błyskawicznie, problemy zaczęły się dopiero przy nabieraniu oczek. Robienie dolnego ściągacza trwało całe życie, potem jak wiadomo sprułam całość i zaczęłam jeszcze raz, słowem: nie był to najprostszy w wykonaniu sweter w moim życiu. Ale było warto.

Sometimes it’s a long and winding way from the idea to the finished object. It was so with this cardigan – the idea was born out of a sudden need for warmth and the initial phase of buying yarn and choosing the pattern was rather short; the problems started right after that. It took me a lifetime to knit the ribbing, then as you know I had to rip and reknit it, shortly: this wasn’t the easiest sweater to make. But it was worth it.


Grey cardi 3


Model | Pattern: DROPS 109-52
Włóczka | Yarn: Kashmir


Na pierwszy rzut oka widać, że wprowadziłam pewne zmiany w stosunku do oryginału. Po pierwsze zrezygnowałam z włóczki skarpetkowej i zrobiłam sweterek gładki. Trochę się bałam, że nie dobiorę takiej włóczki, która by pasowała, ale przede wszystkim sweter w jednym kolorze jest bardziej uniwersalny.

It’s obvious right away that I’ve made some changes. The first one was to make it all in grey, leaving out the sock yarn. I feared it might be impossible to find a matching yarn, but I also think it is more versatile this way.


Grey cardi 2


Druga zmiana to oczywiście guziki. Po przymierzeniu okazało się, że sweterek rzeczywiście jest odrobinę za wąski; napięcie odrobinę go poszerzyło, ale wciąż nie na tyle, żeby się swobodnie zapinał od góry do dołu, więc przyszyłam guziki tylko na karczku. Piękne są, prawda?

The second change is with the buttons. After I tried it on, it turned out that the cardigan is a bit too tight; blocking helped to make it a bit bigger, but still not big enough for buttoning it all the way down, so I only sewed the buttons on the yoke. Aren’t they perfect?


Grey cardi 4


Pierwszy raz robiłam sweter z takim karczkiem łączonym z rękawami i muszę powiedzieć, że jest to wygodne, ale mimo wszystko chyba wolę robić osobno rękawy i potem je wszywać. Natomiast sposób konstrukcji takiego swetra rzeczywiście jest bardzo prosty, może się kiedyś pokuszę o taki z wrabianym wzorem na karczku...

This was my first cardigan with a yoke like that and I have to say it is a convenient way to deal with the construction issues, but I think I still prefer it the other way, with the sleeves sewn in. But the basic idea of the sweater turned out to be very simple, I might try to knit another one with the yoke in colourwork one day...


Grey cardi 5


Na koniec powiem jeszcze, że bardzo dobrze mi się ten sweterek nosi i jestem z niego zadowolona. Jeśli szukacie sweterka łatwego w wykonaniu, o klasycznym wyglądzie (ale bądźmy szczerzy, trochę czasochłonnego), to ten się nadaje. A włóczki zużyłam niewiele ponad 250 gramów!

My final comment is that the cardigan is really comfortable and nice to wear and I like it a lot. If you’re looking for an easy, classic (but let’s be honest, quite time-consuming) cardigan, this might be the one. And the yarn was lovely as usual – it only took about 250 gram to make the sweater!

15.6.10

Extreme Makeover: Dajda Edition

Swego czasu pasjami oglądaliśmy Extreme Makeover: Home Edition. Wraz z amerykańskimi projektantami i rodzinami, którym budowali nowe domy, płakaliśmy rzewnymi łzami i z podziwem oglądaliśmy domy po przemianie. Dzisiaj pora na mnie. Będę przemieniającym i przemienianym jednocześnie, a przemieniać będę ni mniej ni więcej, tylko moją szafę.

Some time ago we used to watch Extreme Makeover: Home Edition passionately. Together with American designers and the families they made their homes over for we would be moved to tears and admire the made-over houses. Now it’s my turn. I’ll be the one who makes and is made over at the same time, and it will be my wardrobe that this makeover will all be about.


the grey cardi - almost done


Wspominałam już o moich problemach z garderobą, polegających na niedoborze strojów przejściowych. Oto pierwszy krok na drodze do poprawy tej sytuacji: rozpinany sweterek. Dzięki Mistrzostwom Świata w piłce nożnej mój dzienny czas na sztrikowanie wydłużył się o dwa razy po czterdzieści pięć minut plus przerwa i minuty doliczone. Efekt jest taki, że szary sweterek jest już niemal gotowy: zostało zeszyć go pod pachami, napiąć i dobrać guziki. Wczoraj natomiast przyszła paczka z materiałem na dwa kolejne sweterki: kremowa i oliwkowa bawełna, i trochę bladożółtej. Z kremowej będzie sweterek elegancki, z oliwkowej bardziej codzienny, a z żółtej nie wiem jeszcze co.

I’ve mentioned my clothing problems before – no clothes suitable for layering up. Here’s the first step to improve the situation: a cardigan. Thanks to FIFA World Cup, my daily knitting time has extended by twice forty-five minutes plus the half-time break, and the additional time. The result, as you can see, is that the grey cardigan is almost ready: I just need to seam the underarm openings, block it and find the right buttons. And yesterday I got a packet with cotton yarn for two more cardigans – one cream and more formal, the other more casual, olive green. Plus some light yellow yarn for I don’t yet know what.


naturel cotton


I z radością donoszę, że drogą losowania kryminał o komisarzu Drwęckim przypadł CU@5. Prześlij mi, proszę, swój adres na ahogne at wp.pl!

8.6.10

Jak się robi zupę z kalarepy | How to make kohlrabi soup

Od pewnego czasu spędzam sporo czasu na gotowaniu zup. Zupy te są oczywiście różne, jest natomiast wśród nich taka, której być może (o zgrozo!) nie znacie, ponieważ jest to zupa typowa dla Górnego Śląska – oberiba, czyli zupa z kalarepy. A robi się ją tak:

I’ve been spending quite a lot of my time recently on making soup. Of course it’s not just one kind of soup – the Polish cuisine abounds in soup recipes, but there is one kind of soup that I make a lot and there’s high probability you’ve never had it. Kohlrabi soup is a popular traditional dish in Upper Silesia and here’s how to make it:


Po śniadaniu zarzucamy na ramię płócienną torbę i ruszamy na targ po marchewkę, pietruszkę, kawałek mięsa (Dziadek mówi: „oberiba musi być na żeberkach, Babcia zawsze robiła na żeberkach”, więc kupujemy żeberka, byle nie za tłuste – powinny mieć więcej mięsa), oraz oczywiście rzeczoną kalarepę. Kalarepy kupujemy dwie – co ważne, kupujemy głowy z liśćmi.

After breakfast we take our canvas bag and go to the market to buy some carrot, parsley, a piece of meat (Grandpa says, “kohlrabi soup must be made on ribs, Grandma always made it on ribs,” so it’s ribs we buy, only more meaty than fat), and of course we buy two whole kohlrabis: the heads with the leaves.

Podczas gdy my miło gawędzimy na targu z panią Asią, nasz brat zmywa po śniadaniu, więc kiedy przychodzimy w końcu do domu, możemy zaraz brać się do roboty. Przebieramy się w podomną sukienkę, zawiązujemy fartuch i wyciągamy nasze zakupy z torby. Dokładamy dwa małe ziemniaki (albo jednego dużego oczywiście) oraz prosimy brata, żeby, skoro i tak siedzi na dworze, przyniósł nam gałązkę lubczyku.

While we are at the market, chatting with Mrs Asia, our brother washes the dishes, so that when we’re back home, we can get down to cooking directly. We change into our at-home dress, we tie the apron around our waist and we take our shopping out of the bag. We only need two small potatoes (or a big one of course) more, and we ask our brother, as he’s outside anyway, to fetch us a spray of lovage.


Kohlrabi soup ingredients


Wyjmujemy garnek na zupę i wkładamy do niego opłukane żeberka oraz marchewkę pokrojoną na kawałki. Ja lubię marchewkę pokrojoną tak, jak widać na zdjęciu, ale o ile dobrze pamiętam, Babcia Krysia kroiła ją chyba w słupki. Na tym etapie zaczynamy mieć wątpliwości co do pietruszki. Konsultujemy się z niedawno kupioną „Śląską kucharką doskonałą” (która wyklucza nie tylko pietruszkę, ale także marchewkę, a za to proponuje kminek, cebulę i zasmażkę – nie, to nie taką oberibę robiła Babcia); konsultujemy się z babciną książką „Nowa kuchnia śląska” (ta z kolei obrazoburczo pomija zupę z kalarepy, a proponuje zupę-krem z kalarepki); prychamy z pogardą i zagłębiamy się w otchłanie naszej pamięci, z których wyłaniamy się pewni, że żadnej pietruszki tam nie było. Opłukujemy więc tylko gałązkę lubczyku, zalewamy wszystko wodą, solimy i stawiamy na ogniu.

We take the soup pot out and put the ribs inside. We dice the carrot (I like it most the way it’s in the photo but if I remember correctly, Grandma Krysia used to roughly julienne it). At this stage we begin to have misgivings about the parsley. We consult a couple of cooking books; the first one disregards carrot and parsley, proposing caraway and onion instead, but that’s not the way Grandma used to do it; the other disregards kohlrabi soup completely, so we in turn disregard it and turn to our memories for help. Our memories are clear on this point: no parsley, so we just wash the lovage, pour water into the pot, salt it and start to boil it.


Dicing the carrot


Podczas gdy temperatura w garnku rośnie, idziemy pościelać łóżko, nastawić pralkę, a z wczorajszym wieczornym praniem wybieramy się na strych, skąd znosimy suche już wczorajsze ranne pranie. Tymczasem w garnku zaraz zacznie wrzeć, więc obieramy ziemniaki i wrzucamy, pokrojone na kawałeczki. „A gdzie kalarepa?”, zapyta ktoś. Ano tu. Trzeba teraz odciąć liście i odłożyć na chwilę na bok, a głowy obrać, opłukać i pokroić w słupki.

While the temperature in the pot is rising, we go to make our bed, turn on the washing machine, take yesterday’s evening laundry up and take yesterday’s morning laundry, already dry, down. Meanwhile the soup is about to boil, so we peel the potatoes, cut them in fairly small pieces and throw them in the pot. “Where’s the kohlrabi?” you might ask. Right here. All you need to do is cut the leaves off, peel the heads, wash them and cut into sticks.


Może się tak zdarzyć, że przy tej czynności zaskoczy nas telefon, który sprawi, że będziemy musieli w pośpiechu wyjść z domu (wyłączając uprzednio gaz pod zupą, ale zostawiając pralkę, niech sobie pierze). Może tak być i wtedy nie zrobimy zdjęcia ani pokrojonej kalarepie, ani temu, co się zaraz będzie działo z liśćmi. Ale możemy mimo to opisać to, co pod naszą nieobecność się stanie, bo widzieliśmy to już nie raz. Otóż wróci Mama i dokończy krojenia kalarepy. Ja wolę słupki, Mama woli kostkę – zaraz zobaczycie, kto miał ostatnie słowo. Pokrojoną kalarepę wrzuci Mama do ponownie gotującej się zupy, a ugotowane już mięso wyjmie. Wyjmie też lubczyk, żeby nie sprawiał kłopotów.

It might happen that at precisely this stage you’ll be surprised by a phone call which will result in your having to leave home at once (having of course shut off the gas first, leaving the washing machine as it is). This might happen, and then we wouldn’t be able to take photos of how the kohlrabi is cut or what happens later to the leaves. But we can describe what will happen while we’re away, as we’ve seen it dozens of times. What will happen is: Mom will come back home and finish dicing the kohlrabi heads. I prefer it in sticks, she prefers it in cubes – you’ll see in a moment who had the final word. Once it’s diced, she will throw it into the soup (boiling again), and take out the meat which will already be cooked. She will also take out the lovage so it doesn’t interfere.


Później Mama odetnie łodyżki liściom kalarepy, a to, co zostało, sparzy wrzątkiem, pokroi i wrzuci do zupy. Pogotuje jeszcze przez jakieś 20 minut, a na koniec doda jeszcze to ugotowane mięso, również pokrojone, i doprawi przy pomocy Maggi. Dzięki temu, kiedy wrócimy półżywi po pięciu godzinach i uciążliwej podróży autobusem, oberiba będzie już gotowa.

Then Mom will cut the stems off the kohlrabi leaves and blanche what is left, cut it and also throw into the pot. She’ll let it boil some 20 minutes more, at the end adding the cooked meat which she would also cut into smaller pieces first, and then she’ll just season it with Maggi. And so, when at last you come back home five hours later, half-dead after a rather exhausting bus journey, the soup will be ready.


Kohlrabi soup


Najlepszą zupę z kalarepy robiła oczywiście Babcia Krysia, czyli mama mojej Mamy. Mam pewne podejrzenia, że dodawała do niej zasmażki i to dlatego nie udaje nam się z Mamą nigdy uzyskać takiego smaku. Moja pierwsza zupa z kalarepy była nieudana, dopiero Dziadek przeanalizował sprawę i rzucił parę cennych uwag (typu wspomniane żeberka) i teraz już jest znacznie bliższa ideału.

Of course the best kohlrabi soup ever was the one my maternal Grandma Krysia made. I suspect she added roux and that’s why Mom and I are never able to emulate that taste. My first kohlrabi soup was a failure, but my Grandpa kindly helped with a few precious observations (like the one about the ribs) and now it’s much closer to the ideal.



***
A jeśli ktoś ma ochotę wylosować książkę, której akcja rozgrywa się w przedwojennych Katowicach, to ma czas do północy w piątek, żeby zostawić pod tym postem komentarz i napisać w nim, co dobrego je się w jego okolicy.


6.6.10

Owoce długiego weekendu | The outcome of a long weekend

Popatrzcie, ile mogą zdziałać dwa słoneczne dni dla jednego sweterka. Nawet nie wiem kiedy dobrnęłam do karczku.

See how much two sunny days mean for a single sweater. I reached the yoke I don’t even know when.


the grey cardi in progress


Nie wygląda na trochę mały? Boję się go mierzyć, bo jeszcze się okaże, że naprawdę jest mały i trzeba będzie spruć i zrobić wszystko od początku, łącznie z tym niemożliwym ściągaczem. Nie wiem, czy moje nerwy by to wytrzymały.

Doesn’t it look a bit small? I’m afraid to try it on, it might turn out to be really too small and then I’d have to rip it all and start from the beginning, including the impossible ribbing. I just don’t think I could stand it.


the grey cardi 2


Czuję się cała nagrzana słońcem i omotana wiatrem. Chodziłam dwa dni z gołymi nogami i w letnich sukienkach, i aż przypomniałam sobie, że przecież idą wakacje! Siedzenie w półcieniu i czytanie miłych książek, jeżdżenie na rowerze do lasu, podróże dalekie i bliskie, koktajl truskawkowy i czerwone porzeczki... Najwyższa pora skończyć szary sweterek i zacząć robić coś żółtego. Na razie idę pooglądać jesienno-zimowe DROPSy.

I’m feeling all warmed up by the sun and blown around by the wind. Two bare-legged and summer dressed days made me realize that holidays are coming! Sitting in the half-shade and reading nice books, riding the bike to the forest, travelling far and close, strawberry cocktail and red currants... It’s high time to finish that grey sweater and cast on for something in yellow. And now I’m off to check out the new autumn-winter DROPS collection.

5.6.10

Idealne | Perfect

Trudno w to uwierzyć, ale zobaczcie sami: niebo nad Katowicami jest dziś idealne!

It’s hard to believe but see for yourself: the sky above Katowice is just perfect!


blue sky - at last!


Zaczęłam wczoraj szyć dwie spódniczki, ale dziś utknęłam na znanym mi od dawna problemie “nadal za szeroko w talii”. Nie będę marnować tej pięknej pogody na dopasowywanie spódnic, bo nie wiadomo, kiedy znowu będziemy mieć tyle słońca. Idę się napawać!

I started sewing two skirts yesterday but today I got stuck at the familiar point of „still too wide around the waist.” I’m not going to waste this incredible weather on fitting the skirts because such a sunny day might not happen again soon. I’m off to take delight in the sunshine!

1.6.10

Pierwsze truskawki | First strawberries

Jak to jest, że na truskawki się czeka bardziej niż na inne owoce? Wstałam dziś rano i wiedziałam, że na Dzień Dziecka muszę zrobić ciastka z truskawkami i bitą śmietaną.

How is it that you wait for strawberries more than for other fruits? I got up today and I just knew I had to make biscuits with strawberries and whipped cream to celebrate Children’s Day.


biscuits with strawberries and whipped cream


Nie było ostatnio czasu na sztrikowanie, ale jutro zapowiedzieli nam na rano trzygodzinną przerwę w dostawie prądu i zamierzam spędzić ten czas z drutami w ręce. Pogoda zwariowała całkowicie (1 czerwca mam na sobie bawełniane rajtuzy); co dzień staję przed szafą i nie mam w co się ubrać, bo wszystkie moje ubrania dzielą się na dwie kategorie: zimowe albo letnie. Na zimowe za ciepło, na letnie za zimno, i nie mam wyboru, tylko muszę sobie sprawić jeszcze ze dwa rozpinane sweterki, i parę kamizelek. Nie powiem, żeby mnie to specjalnie martwiło!

There’s been no time for knitting recently but tomorrow morning the electricity will be down for some three hours and I’m planning to spend all that time with my needles and wool. The weather has gone crazy (I’m wearing thick cotton tights on 1 June); I search my wardrobe every morning and feel I’ve got nothing to wear, as all my clothes fall in the category of either summer or winter clothing. It’s too warm for the winter ones and too cold for the summer ones, and I’ve no choice but make myself at least two cardigans and a couple of vests. Not that I really mind!
generated by sloganizer.net