Od ostatniego wpisu moje sztrikowanie odbywa się w odcinkach – dlatego nic nie piszę. Zmiana rytmu życia ze studenckiego na pracująco-uczelniany okazała się trudniejsza niż myślałam i wciąż jeszcze nie umiem sobie poukładać tej mnogości zajęć w jakąś stabilną całość.
Since my last post my knitting has been going on in episodes - that's why I've kept silent. The change from a student's life to the working-academic one has proved tougher than I thought and I still haven't managed to organise it all into some stable whole.
Może to zatem nawet dobrze, że pracuję teraz nad grubym gryzącym swetrem, bo on też rośnie powoli i mozolnie – przy czymś innym spędzałabym za dużo czasu z drutami i już dawno zawaliłabym wszystkie terminy i zaniedbała obowiązki.
So maybe it's even better that it's the bulky itchy sweater I've been working on because it's also growing slowly and painfully - working on something else, the time I would spend with the needles woul have led to a catastrophy in deadlines and duties long ago.
Sweter ma już oba rękawy oraz główną swoją część, więc pozostało jedynie połączyć je w jedną całość. Żeby jednak nastąpiło, muszę przewinąć pozostałą wełnę w jeden podwójny motek, a samo łączenie będzie całkowitym eksperymentem... Przewiduję zakończenie nie wcześniej niż za miesiąc.
The sweater's already got both sleeves and the main part, now I just need to yoke them into one. For that to happen, however, the remaining yarn needs to be twisted together into a double skein, not to mention the completely experimental nature of the yoke... I'm not expecting the end of that earlier than in a month from today.
Wczoraj w drodze na pogrzeb do Częstochowy zaczęłam kamizelkę z pięknej fioletowej tweedowej wełny. Jest to pierwszy projekt na drogę, jaki robię; dotychczas sztrikowałam tylko w domu, ale wczoraj perspektywa dwóch godzin w samochodzie przeważyła. Gryzący sweter nie nadaje się do noszenia ze sobą, bo po prostu jest za ciężki, choć tydzień temu na pierwszych zajęciach ze studentami zaocznymi robiłam drugi rękaw – ale to był tylko jeden kłębek.
Yesterday, on my way to a funeral in Częstochowa, I cast on a vest of a marvellous violet tweed wool. It’s my first take-along project; so far, I’ve only knitted at home, but the perspective of two hours in the car was too much. The itchy sweater is too bulky for being carried along, and too heavy as well, though last week I spent the first class with weekend students knitting the second sleeve – still, that was just one skein.
Tymczasem w Katowicach przepiękna jesień. Tydzień temu było tak:
Meanwhile, Katowice is experiencing a most exquisite autumn. That's what it was last week: