(This post will be entirely in Polish, for the simple reason that it contains a Polish translation of the Smitten Kitchen chocolate cake recipe that I linked to last week. You might want to skip it and read some other post, or go to the kitchen and make the cake – you probably don’t need the translation, do you?)
Na specjalną prośbę Marii (oraz po sprawdzeniu, że autorka nie ma nic przeciwko, o ile się poda, że to jej przepis), niniejszym podaję przepis na genialne ciasto czekoladowo-sernikowe w moim ojczystym języku. Aha, nie tłumaczę słowo w słowo, tylko piszę, jak zrobić ciasto. :)
Najpierw trzeba przygotować sobie
na masę czekoladową:
150g masła (nie oszukujmy się, ja używam margaryny i też jest dobrze)
tabliczkę czekolady
1 szklankę cukru
2 duże jajka
i 2/3 szklanki mąki
na masę sernikową:
200-250g twarogu
1/3 filiżanki cukru
1 żółtko
cukier waniliowy
(Masę czekoladową robi się na zasadzie murzynka, tyle, że z czekoladą – to dla jasności.)
1. Masło/margarynę, czekoladę (połamaną w kawałki) i cukier wrzucić do garnka i podgrzać, aż wszystko się stopi i połączy. (Małgorzata Musierowicz w słynnym dialogu z „Kwiatu kalafiora” dotyczącym analogicznej sytuacji radzi, żeby poczekać, aż zabulgoce.)
2. Zdjąć z ognia i trochę przechłodzić, żeby można było dodać jajka bez obawy, że się od razu zetną. Po przechłodzeniu wrzucić wspomniane jajka jedno po drugim, wymieszać, następnie wrzucić mąkę i znowu wymieszać. Masę wylać do natłuszczonej formy.
3. Twaróg przetrzeć, żeby był gładki i miękki, dodać żółtko, cukier i cukier waniliowy i utrzeć wszystko razem na gładką masę.
4. Masę twarogową nałożyć tu i ówdzie na masę czekoladową i wymieszać, najlepiej płaskim nożem, aż do uzyskania efektu marmurkowego.
5. Piec w 180° około 35 minut – do momentu, kiedy brzegi będą upieczone, a środek dopiero co ścięty. Przechłodzić i zjeść.
UWAGA
Po konsultacji z oryginalnym przepisem zauważyłam, że pominęłam szczyptę soli w masie czekoladowej. Hm, zdaje mi się, że ostatnio piekłam bez soli, ale może dodaję ją automatycznie i nawet nie wiem, że to robię. W każdym razie nie wydaje mi się, żeby miało to jakieś większe znaczenie. Na pewno natomiast pominęłam groszki czekoladowe, których nigdy w życiu nie widziałam i nic z nimi nigdy nie piekłam, a w ogóle bałabym się, że będą czekoladopodobne. Bez groszków ciasto i tak jest genialne.
Po drugie, przepis jest oparty na amerykańskim systemie miar, który z samej swej natury sprzyja niedokładnościom pomiarowym. Ja mam w domu miarki przywiezione prosto ze Stanów, więc niby odmierzam tak, jak jest w przepisie, ale i tak nie ufam im za bardzo. Na polskie warunki można przyjąć, że jedna miarka to mniej więcej jednak szklanka. Pozostałe liczby też są policzone mniej więcej: 4 uncje masła to mniej więcej 150g, 350°F to mniej więcej 180°C, i tak dalej. Na szczęście ciasto znosi te wszystkie „mniej więcej”, więc nie trzeba się za bardzo przejmować. :)
No to życzę miłego pieczenia i powiem jeszcze tylko, że nie spodziewałam się tak żywiołowej reakcji na ciasto czekoladowe. A może by tak świeżo upieczone, jeszcze ciepłe i pachnące, czekoladowe z migdałami?...