31.10.09

Matematyka | Mathematics



Okazuje się, że zrobienie dwóch identycznych skarpetek nie jest wcale proste.

It seems making two identical socks is not that easy.





Siedziałam sobie w pociągu powrotnym z Gliwic, miło sobie sztrikując część palcową drugiej skarpetki, kiedy zaczęło być jasne, że coś tu jest nie w porządku. Nie w porządku była ilość oczek. Jednak 28 to nie 24. Spruć i od nowa.

I was on a train back from Gliwice, happily knitting the toe part of the second sock, when it started to be obvious that something was very wrong. The stitch count was wrong. After all, 28 and 24 are not the same. Frog and correct.

27.10.09

Czas na pytania | Question time



Pytań będzie dwa.

There will be two questions.


Myślę i myślę o mojej ślicznej zielonej włóczce (chociaż chwilowo nie mam drutów nr 4, bo złamała je Zosia) i o tym berecie, który z niej zrobię. Znalazłam dwa, bardziej z serii „inspiracja” niż „to jest to”. Możecie spojrzeć i powiedzieć mi, który się Wam bardziej podoba? Pierwszy to Druidess Beret, a drugi Buttercup Beret. Powiem tylko do razu, że prawdopodobnie nie zrobię żadnego z nich, tylko coś między jednym a drugim, bo Druidess przesadnie obfituje w warkocze i bąble i zwyczajnie braknie mi na to włóczki, a znowu Buttercup trochę za prosty. No to pierwsze pytanie: który lepszy?

I’ve been thinking about my lovely green wool (even though Zosia quite accidentally broke my size 4 needles) and about the beret I’m going to make from it. I’ve found two berets I like, more as an inspiration then as a knitting must. Could you just take a quick look and tell me which one you like better? The first one is Druidess Beret, the other – Buttercup Beret. I’ll just tell you in advance that probably I won’t be making any of them, or rather something in between – Druidess has too many cables and bobbles and I would simply run out of yarn, and Buttercup is a bit too simple. So here’s the first question: which of the two is better?


A druga sprawa jest zupełnie inna. Otóż statystyka nie kłamie – oto, jak wyglądają wejścia na mojego bloga w przeciągu ostatnich dwóch tygodni:

The other thing is completely different. Statistics don’t lie – here’s my page loads for the last fortnight:





Nie może być wątpliwości, że a. nagle wzrosło, b. wzrost nastąpił bezpośrednio po opublikowaniu przepisów na dwa ciasta czekoladowe. Myślę o tym i myślę i postanowiłam, że spytam się Was. Czy to znaczy, że chcecie więcej przepisów? Czy była to po prostu kwestia czekolady? Czy też w ogóle przyszliście wszyscy dzięki Brahdelt, która mój wypiek wypróbowała i zaprezentowała na swojej stronie? Żeby wszystkim ułatwić sprawę, zaeksperymentowałam z ankietą: macie ją po prawej stronie (i jest anonimowa). Pytanie i różne możliwe odpowiedzi w dwóch językach. Wystarczy kliknąć tą, która Wam najbardziej odpowiada i tym sposobem przyczynić się do kształtowania tego oto miejsca w sieci. Zapraszam do klikania!

There can be no doubt that i. it’s rapidly grown, ii. the growth happened right after I published the two cake recipes. I’ve been reflecting on it and I’ve decided to ask you. Does this mean you want more recipes? Or was it just the chocolate? Or maybe you’ve just come over from Brahdelt’s blog, as she not only baked the cakes, but also showed them on her site? To make everybody’s lives easier I’ll give the poll option a go. The poll (anonymous) is on your right hand side, with a question and a number of possible answers in Polish and English. It would be lovely if you could just hit the answer you agree with, thus contributing to what this place is. You’re welcome to go and click!

22.10.09

Französische Schokoladentorte



Czy czytam za dużo blogów o jedzeniu? Może. Czy piekę za dużo czekoladowych ciast? Absolutnie. A oto kolejne. Przepis pochodzi z odziedziczonej po Babci książki Dr. Oetker Backen mit Geling-garantie (Ceres Verlag, 1995) i nazywa się Französische Schokoladentorte, a ja robię go tak:

Do I read too many food blogs? Maybe. Do I bake too much chocolate cake? No way. So here’s another one. The recipe comes from a book I inherited from my Grandma, Dr. Oetker Backen mit Geling-garantie (Ceres Verlag, 1995). The cake is called Französische Schokoladentorte and this is the way I make it:




Składniki:

250g masła lub margaryny
250g cukru
szczypta soli
6 jaj
250g mąki
pół łyżeczki sody oczyszczonej
250g czekolady deserowej połamanej na kawałki (wystarcza 100g)
100g obranych i zmielonych migdałów
słoik galaretki z czerwonych porzeczek (albo jakiegokolwiek kwaskowatego dżemu bez pestek)


Ingredients:

250g butter or margarine
250g sugar
a pinch of salt
6 eggs
250g flour
half a teaspoon baking soda
250g dark chocolate, chopped (it is enough to use 100g)
100g almonds, blanched and ground
a jar of red currant jelly (or any sourish jam without the fruit seeds)





1. Rozpuścić czekoladę w mikrofalówce, albo ostrożnie w garnku na małym ogniu.
2. Utrzeć masło aż będzie puszyste, wciąż ubijając dodać cukier, jajka i szczyptę soli.
3. Dodać roztopioną czekoladę i wymieszać.
4. Dodać zmielone migdały i znów wymieszać. W końcu dodać mąkę i sodę rozpuszczoną w dwóch łyżkach mleka.
5. Wyłożyć ciasto do natłuszczonej okrągłej formy i piec w 180°C przez około godzinę, albo do momentu, kiedy patyczek włożony w ciasto będzie suchy.
6. Zostawić ciasto do wystudzenia, następnie przeciąć na dwa placki. W garnuszku rozgrzać galaretkę z kilkoma łyżkami wody i rozgrzaną rozprowadzić na obu plackach (im więcej, tym lepiej, ciasto wchłonie każdą ilość płynu). Następnie złożyć placki z powrotem tak, żeby galaretka je skleiła.
7. Na koniec polukrować ciasto czekoladą albo polewą czekoladową.

Uwagi końcowe: O ile lukrowanie nie jest konieczne, przekładanie galaretką jest, w przeciwnym razie ciasto będzie suche. A jeszcze lepiej jest przełożyć ciasto dodatkowo masą marcepanową...
Ciasto najlepiej smakuje, jak przynajmniej jeden dzień poleży sobie w chłodnym miejscu.

Życzę miłego pieczenia!





1. Melt the chocolate in the microwave, or in a saucepan carefully over low heat.
2. Beat the butter in a bowl until fluffy, mix in sugar and eggs and the pinch of salt.
3. Add the melted chocolate to the butter and eggs mixture, mix well.
4. Add the ground almonds and mix. Finally, add the flour and the baking soda dissolved in two spoons of milk.
5. Spread the batter in a greased round pan and bake in 180°C for about 1 hour, or until a toothpick inserted into the cake comes out clean.
6. Let the cake cool, then slice in two rounds. Put the jelly in a saucepan with a few spoonfuls of water and heat. Spread the warm jelly on both cake rounds (the more the better, the cake will absorb any amount of liquid) and reassemble them so that the jelly makes the two round stick together.
7. Finally, cover the cake with melted chocolate or chocolate glaze.

Final notes: While glazing is not obligatory, filling the cake with jelly is, otherwise it will be very dry. An even better version is when you put almond meal in between the cake rounds covered with jelly...
The cake is best after it has been kept at least one day in a cool place.

Enjoy!





Chętnie bym pokazała jeszcze coś wykonanego przy użyciu drutów i włóczki, ale robię teraz tylko Tajemnicze Skarpetki, a ich pokazać nie mogę. Dalej nie wiem, co zrobić z tej zielonej wełny – beret?

I would love to show you something that I made using needles and yarn, but the only thing I’ve been knitting lately are the Mystery Socks, and I can’t show them. I’ve still got no idea what to make from the green wool – perhaps a beret?



20.10.09

Po polsku | In Polish



(This post will be entirely in Polish, for the simple reason that it contains a Polish translation of the Smitten Kitchen chocolate cake recipe that I linked to last week. You might want to skip it and read some other post, or go to the kitchen and make the cake – you probably don’t need the translation, do you?)


Na specjalną prośbę Marii (oraz po sprawdzeniu, że autorka nie ma nic przeciwko, o ile się poda, że to jej przepis), niniejszym podaję przepis na genialne ciasto czekoladowo-sernikowe w moim ojczystym języku. Aha, nie tłumaczę słowo w słowo, tylko piszę, jak zrobić ciasto. :)

Najpierw trzeba przygotować sobie

na masę czekoladową:
150g masła (nie oszukujmy się, ja używam margaryny i też jest dobrze)
tabliczkę czekolady
1 szklankę cukru
2 duże jajka
i 2/3 szklanki mąki

na masę sernikową:
200-250g twarogu
1/3 filiżanki cukru
1 żółtko
cukier waniliowy

(Masę czekoladową robi się na zasadzie murzynka, tyle, że z czekoladą – to dla jasności.)

1. Masło/margarynę, czekoladę (połamaną w kawałki) i cukier wrzucić do garnka i podgrzać, aż wszystko się stopi i połączy. (Małgorzata Musierowicz w słynnym dialogu z „Kwiatu kalafiora” dotyczącym analogicznej sytuacji radzi, żeby poczekać, aż zabulgoce.)

2. Zdjąć z ognia i trochę przechłodzić, żeby można było dodać jajka bez obawy, że się od razu zetną. Po przechłodzeniu wrzucić wspomniane jajka jedno po drugim, wymieszać, następnie wrzucić mąkę i znowu wymieszać. Masę wylać do natłuszczonej formy.

3. Twaróg przetrzeć, żeby był gładki i miękki, dodać żółtko, cukier i cukier waniliowy i utrzeć wszystko razem na gładką masę.

4. Masę twarogową nałożyć tu i ówdzie na masę czekoladową i wymieszać, najlepiej płaskim nożem, aż do uzyskania efektu marmurkowego.

5. Piec w 180° około 35 minut – do momentu, kiedy brzegi będą upieczone, a środek dopiero co ścięty. Przechłodzić i zjeść.

UWAGA

Po konsultacji z oryginalnym przepisem zauważyłam, że pominęłam szczyptę soli w masie czekoladowej. Hm, zdaje mi się, że ostatnio piekłam bez soli, ale może dodaję ją automatycznie i nawet nie wiem, że to robię. W każdym razie nie wydaje mi się, żeby miało to jakieś większe znaczenie. Na pewno natomiast pominęłam groszki czekoladowe, których nigdy w życiu nie widziałam i nic z nimi nigdy nie piekłam, a w ogóle bałabym się, że będą czekoladopodobne. Bez groszków ciasto i tak jest genialne.

Po drugie, przepis jest oparty na amerykańskim systemie miar, który z samej swej natury sprzyja niedokładnościom pomiarowym. Ja mam w domu miarki przywiezione prosto ze Stanów, więc niby odmierzam tak, jak jest w przepisie, ale i tak nie ufam im za bardzo. Na polskie warunki można przyjąć, że jedna miarka to mniej więcej jednak szklanka. Pozostałe liczby też są policzone mniej więcej: 4 uncje masła to mniej więcej 150g, 350°F to mniej więcej 180°C, i tak dalej. Na szczęście ciasto znosi te wszystkie „mniej więcej”, więc nie trzeba się za bardzo przejmować. :)

No to życzę miłego pieczenia i powiem jeszcze tylko, że nie spodziewałam się tak żywiołowej reakcji na ciasto czekoladowe. A może by tak świeżo upieczone, jeszcze ciepłe i pachnące, czekoladowe z migdałami?...


19.10.09

I'll follow the sun

Słońce wszystko zmienia – było szaro, a zrobiło się tak:

The sun makes all the difference – it’s turned the grey into this:














A ja skręciłam całą czesankę w górę czerwonych wełnianych kulek.

And I’ve spun all the roving into a heap of red woolly balls.




16.10.09

Kolory i zapachy | Colours and scents



W taki dzień jak dzisiaj (albo wczoraj, albo wręcz przedwczoraj) marzę tylko o tym, żeby być Muminkiem. Pomyślcie tylko: napełniłabym mój żołądek igliwiem sosnowym, ogarnęłoby mnie miłe uczucie sytości i ciepła, a potem poszłabym spać. Byłoby pięknie, ale nie jestem Muminkiem niestety i muszę szukać innych sposobów na przetrwanie.

On a day like today (or yesterday, or the day before yesterday for that matter) the main dream of my life is to be a Moomin. Just imagine: I would stuff my stomach with pine needles until I felt a pleasant warmth and fullness, and then I’d go to sleep. That would be a very nice thing to do, only I’m not a Moomin, and so instead I have to think of something else to help me through.





Nie jadłam nigdy igliwia sosnowego, choć nietrudno mi sobie wyobrazić jego smak, i chyba o wiele bardziej wolę ciasto czekoladowe. To na przykład to istne objawienie – uzależniłam się tak, jak poprzednio od tarty cytrynowej. I jest superszybkie, przygotowanie go wczoraj zajęło mi 35 minut.

I’ve never really eaten pine needles but I can imagine what they taste like and for now strongly prefer a good chocolate cake. This one is a revelation – I’m addicted to it the same way I was to lemon tart recently. And it’s super-quick, yesterday it took me just 35 minutes to make.





Kiedy już mamy czekoladowy poprawiacz nastroju, możemy sięgnąć po innego rodzaju oręż w walce z zimną i ponurą pogodą. Wierzcie albo i nie, ale jak tylko zobaczyłam śnieg we wtorek, moją pierwszą myślą było „prząść!”. Spadek temperatury natychmiast skutkuje u mnie zwiększeniem zapotrzebowania na wełnę; wystarczyło wziąć do ręki wrzeciono i zaraz zrobiło mi się cieplej!

Once we’ve made the chocolate comforter, it’s time to turn to a different category of weapons against cold gloomy weather. Believe it or not, but my first thought on seeing the snow fall on Tuesday was “spinning!” The drop in temperature is always followed by a craving for more wool; it was enough to just hold it and I already began to feel warmer!





Zabrałam się też do sztrikowania drugiej z Tajemniczych Skarpetek i coraz bardziej mi się to podoba. Model jest świetny, a włóczka – wiadomo. Pozostaje pytanie: gdzie ja będę nosić te skarpetki? Na razie jednak mi to nie przeszkadza, bo wyglądają pięknie, a dobrze czasem zrobić coś ładnego bez praktycznego zastosowania.

I’ve also started knitting the second Mystery Sock and I’m loving every minute of it. The pattern is great and the yarn – you know. The question still remains: in what circumstances will I wear these socks? I don’t mind for now, they look great and from time to time it’s good to make something nice without any practical purpose.





A na koniec zielony promień słońca: całkiem przypadkiem znalazłam się w posiadaniu włóczki w najpiękniejszym zielonym kolorze. Myślę i myślę co tu z niej zrobić, bo jest tylko 85 g – ktoś ma jakiś pomysł?

And finally, there’s a green ray of sunlight: by total chance I came into possession of the loveliest ever green wool. I’m thinking hard what to make from it as there’s only 80 g – ideas, anyone?

9.10.09

Promień słońca | A ray of sunlight



Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości: tak, to jest blog o sztrikowaniu.

In case anyone’s been wondering: yes, this is a knitting blog.





A sztrikowania było tu ostatnio niewiele, bo jakoś nie miałam ochoty pokazywać tego co robię.

One of the reasons there’s been no knitting here recently is that I didn’t really feel like showing what was on my needles.





Mama prosiła mnie, żebym zrobiła jeszcze jedną Gail, tym razem dla jej koleżanki, i chociaż bardzo mi się podoba ten model, odczuwałam wyjątkową niechęć do włóczki (jakaś biało-niebiesko-fioletowa sztuczność), i przez to nie pałam zbyt wielką miłością do samej chusty. Wczoraj wreszcie skończyłam ją robić i wygląda całkiem nieźle, co stanowi dowód na to, że brak entuzjazmu nie musi wpływać na efekt końcowy!

Mom asked me to knit another Gail, this time for her friend, and, much as I like the pattern itself, I seriously disliked the yarn (some artificial fibre in white, blue and purple) and what follows, I didn’t have much heart for this shawl. I managed to finish it yesterday and it looks fine, which proves you can be totally unenthusiastic about a project and still manage to make something nice!





Chciałabym zachować to miejsce wolnym od narzekania, dlatego na tym skończę opis moich uczuć i będę podawać same fakty. Po pierwsze nie mam pojęcia, co to za włóczka. Dostałam ją od cioci w gigantycznym pudle pełnym innych włóczek (w większości mieszanek akrylowo-wełnianych, które przy pierwszej okazji puściliśmy dalej) i nie miała ani kawałka etykiety.

I want this blog to be a no-whine place, so I’ll say no more about my feelings and just give you the facts. First, I’ve absolutely no idea what the yarn is. I got it from an aunt (in a gigantic pack with other yarns, most of which were wool and acrylic, so we seized the first opportunity to pass them on) and it had no labels whatsoever.





Ta chusta jest większa niż poprzednia, a byłaby jeszcze większa, tylko włóczka nie chciała się napiąć tak, jak powinna. Ale i tak chusta jest na tyle duża, że powinno się ją wygodnie nosić.

The shawl is a bit bigger than the last one, and it would have been even bigger, only the yarn would not block properly. Still, it is large enough to be comfortably worn.





I teraz wreszcie mogę się zająć czymś przyjemnym, na przykład robieniem tajemniczej skarpetki z żółtej bawełny. Dla potrzeb organizacyjnych nazywam ją „Promień słońca”.

So now I’m finally free to indulge in something as pleasant as knitting a mystery sock in yellow cotton. For organisation purposes I’m calling it “A Ray of Sunlight.”





6.10.09

Szare i czerwone | Red and grey



Tej jesieni mogłabym nosić szary z czerwonym przez cały tydzień 24 godziny na dobę. Uszyłam sobie szary płaszcz z czerwonymi wypustkami. Marzę o szarym rozpinanym sweterku z czerwonymi elementami na ramionach i o szarych rękawiczkach z czerwonymi krawędziami. A na dodatek kawałek szarego i czerwonego wełnianego materiału leżą i czekają, aż staną się szarą sukienką i czerwoną ołówkową spódnicą.

It seems I could wear grey accessorised with red 24/7 this autumn. I’ve made a grey coat with a red inset all along the lining. I’m dreaming of a grey cardigan with red elements on the yoke and of grey gloves with a red hem. There’s also some more grey wool waiting to be turned into a dress, and some red that will be a pencil skirt.

Ale chociaż oczyma duszy już widzę to wszystko, za dużo mam różnych napoczętych i rozgrzebanych rzeczy, żeby zaczynać coś nowego. Po pierwsze jest Prune, czekająca w koszyku jak fioletowy wyrzut sumienia. Jest biało-niebieska wersja Gail, którą zaczęłam robić nad morzem i już prawie skończyłam – nie zostało dużo, powinna być gotowa do jutra przed południem. No i jest wspólne sztrikowanie skarpetek, do którego strasznie chcę się przyłączyć, bo jeszcze nigdy nie brałam udziału w czymś takim.

But while I can already see all that with my mind’s eye, there’s too much unfinished business lying about to get anything new started. First, there’s Prune, waiting in my knitting basket like a purple pang a conscience. There’s a white and blue version of Gail that I started knitting by the sea and am that close to finishing- there’s not much left, it should be ready to block before tomorrow noon. And finally there’s this sock KAL which I really want to join because I’ve never done anything like this before.





Na razie musi mi wystarczyć taki zestaw: czerwony beret (kupiony w Paryżu u stóp katedry Notre Dame...), kolczyki z dzięciołami (stąd), piękne nowe bawełniane rajtuzy (idealne na zimę – ciepłe, z wzorkiem i szare; nie mogę się doczekać kiedy je włożę), a wszystko na moim jesiennym płaszczu. Czy raczej na wełnianym materiale na płaszcz, chwilę przed tym, jak został skrojony. Całkiem nieźle wygląda, prawda?

Until all that is finished, I have to make do with this: my red beret (bought in Paris at the foot of the Notre Dame cathedral...), my woodpecker earrings (from here), my absolutely adorable new cotton tights (the ultimate winter tights – warm, textured and grey; can’t wait to wear them) and underneath all that – my autumn coat. Or rather: the woollen tissue for my autumn coat right before I started cutting. Looks nice, doesn’t it?
generated by sloganizer.net